depresyjne spotkanie
Dziś, 23 lutego obchodzimy światowy dzień walki z depresją. W temacie chorób dotykających psychiki, jej zaburzeń i nieprawidłowości krąży nadal wiele krzywdzących mitów i braku społecznej akceptacji zarówno przez samych chorych jak i otaczających ich zdrowych ludzi. Depresja nazywana jest lenistwem,stara się ją wykluczyć z grona poważnych chorób. Ciężko jest zrozumieć, że w pewnym momencie z psychiki przenosi się ona na fizyczne problemy i dolegliwości. Często sugeruje się, że depresja to wybór danej osoby, „wymyślone problemy”…
Nie cierpię na depresję, choć miałam w swoim życiu kilka momentów ( czasem dłuższych, czasem krótszych) które nazwałabym „okresami depresyjnymi”. Był moment podczas naszej walki z Andrzejem o upragnioną ciążę, gdy naprawdę nie wstałam łóżka przez dwa dni prawie cały czas spiąć… nie miałam siły na życie, na nic. Kolejne wizyty u lekarzy, badania, to wszystko z obecnej perspektywy nazwałabym, że robiłam na autopilocie, automatycznie… odcinając się od swoich uczuć i emocji… które i tak mnie dopadały. Przed naszą psychiką przecież nie uciekniemy !
Jeszcze wcześniej pamiętam trudnych kilka tygodni, a w zasadzie miesięcy które okazały się kumulacją wszelkich stresów, oczekiwań, rywalizacji i ogólnie zwieńczeniem liceum i momentu matury. Do tego w tamtym czasie źle zdiagnozowana endometrioza pierwszy raz uniemożliwiła mi normalne funkcjonowanie…
Już jako żona i mama pamiętam dwa trudne okresy, gdy tak wiele rzeczy wokół mnie się popsuło, a walka to aby mimo wszystko być silną mamą i zapewnić Staszkowi poczucie spokoju i bezpieczeństwa z jednej strony zdecydujecie mnie motywowało do działania, a z drugiej tak naprawdę utrudniało funkcjonowanie i bardzo obciążało. Momentami czułam jednocześnie, że muszę ale nie mogę ! Pojawiła się bezsenność, a raczej próba normalnego funkcjonowania w ciągu dnia aby wieczorem położyć synka spać a samej pozwolić sobie na płacz i żal. Półtora roku temu zawalił się mój świat jako kobiety, a ja dopiero teraz rozumiem jak wiele kosztowało mnie poskładanie wszystkiego na nowo. Było warto, ale nie było prosto.
W moim przypadku to były bardzo mocne, ale „tylko krótkie spotkania z depresją”. Dlatego doskonale zdaje siebie sprawę i rozumiem, że wiele osób choć na zewnątrz uśmiecha się, a ich życie z naszej perspektywy wyglada jak bajka … tak naprawdę cierpi i bliżej im do wewnętrznego koszmaru niż szczęśliwej idylli.
Dałam radę. Ale nie sama. W każdym gorszym momencie mogłam liczyć na wsparcie mądrej pani psychiatry. Obyło się bez leków, ale czasem rozmowa z specjalistą jest skuteczniejsza niż lek.
Choroba nie wybiera. Naprawdę warto podkreślać, że o depresji mówimy jako o chorobie, której przecież nikt nie chciał i nie wybierał. O nikim chorym na raka nie powiemy, że chciał tak ciężko zachorować… Współczujemy pacjentom onkologicznym, więc nie mówmy, że komuś choremu na depresję jest z tą chorobą wygodnie i dobrze. Zdrowie psychiczne jest równie ważne jak psychiczne i niekiedy to drugie naprawdę wymaga trudniejszego leczenia.
Mój mąż jest trzeźwym, niepijącym od kilku lat alkoholikiem. Alkoholik to nie pijak. To nie jest po prostu imprezowicz… Prawie każdy z nas pije alkohol, często go nadużywa, a przecież nie każdy jest alkoholikiem. Sam alkoholizm nie sprowadza się do picia lub nie picia. Mówi się, że depresja jest siostrą alkoholizmu. Zdecydowanie coś w tym jest. Problem nie jest w samym piciu, u chorych picie staje się sposobem na radzenie sobie z uczuciami i problemami, schematem i elementem funkcjonowania… w pewnym momentem czymś niezbędnym do szczęścia, do „normalnego funkcjonowania”. Depresja i alkoholizm ta mieszanka wybuchowa… a raczej zwalająca z nóg. Jest na to lekarstwo, ale nie jest to „chemia” czy seria tabletek. A efekt leczenia często nie jest długotrwały.
Adekwatnym określeniem jest „cierpieć na depresję”. Dokładnie- cierpieć, choć często takie osoby nie wyglądają jakby cierpiały… ale przecież nie wszystkie choroby widać na pierwszy rzut oka. Choć sytuacja każdej osoby jest z inna, to tak naprawdę łączą je te same schematy.
Jedno jest pewne, że aby sobie pomóc trzeba chcieć i naprawdę sięgać po specjalistyczną pomoc. Dodatkowo wsparcie i pomoc najbliższych jest nieocenione. Z perspektywy właśnie tej osoby wspierającej powiem, że często niełatwe… ale warto ! Pod tą skorupą, a często kłującym pancerzem jest przecież nasza ukochana osoba. Warto walczyć.
Dzisiejszy dzień i jego przesłanie jest bardzo ważne. Przede wszystkim życzę wszystkim zdrowia i dbania o siebie. Jeśli boli nas ząb to idziemy do dentysty, więc jeśli czujemy się słabo, mamy natłok problemów lub po prostu dopada nas nieszczęście i smutek ( czasem tak bez powodu) umówmy się na wizytę do specjalisty. Nawet na jedną rozmowę… aby wypowiedzieć i usłyszeć swoje myśli. Niektórzy o swoich psychoterapeutach mówią „mój płatny przyjaciel” i powiem tak , to faktycznie jest ktoś kto chce pomóc, wysłuchać i naprawdę wie jak słuchać.
Dbajmy o siebie, dbajmy o bliskich. Pomagajmy i pozwólmy pomóc sobie. Życie jest piękne, choć nie zawsze łatwe. Każdy ma swoje zakręty, dołki… ale zawsze jest wyjście w górę!
Zdjęcia. http://www.natiandalex.com/
biżuteria Apart
buty Kazar
23 lutego, 2020share
Weszłam całkiem przypadkiem, za sprawą Twojego wpisu na instagramie i już wiem, że będę częstym gościem.
Nie wiem czy to depresja ale od momentu urodzenia drugiego dziecka (prawie 5 lat temu) mój świat zmienił się, a ostatnie dwa lata to na prawdę ciężkie dni. W pracy jestem żartobliwa, pewna siebie, natomiast w domu nie mam chęci do życia, często podczas zasypiania towarzyszą mi łzy i ogromny smutek. Dochodzą myśli samobójcze. Nie mam wsparcia że strony męża, żyjemy trochę obok siebie. Tylko dzieci trzymają mnie przy życiu…
Przepraszam ale musiałam to wszystko wyrzucić z siebie…
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
przykro mi bardzo to czytać…chciałabym pomóc! jedyne co przychodzi mi do głowy to naprawdę szczerze doradzam Ci wizytę u specjalisty <3