ciemna strona macierzyństwa
Od kilku dni po raz kolejny w naszym kraju rozgrzała się dyskusja na temat niestety nadal praktykowanych metod wychowawczych i stosowania klapsów wobec dzieci do czego nakłaniał jeden z autorów poradnika dla rodziców o wychowaniu. Tych bzdur i treści, za których szerzenie wspomniany autor powinien ponieść konsekwencje prawne nawet nie chcę komentować.
Jedyne do czego się odniosę to to, że we wspomnianym tekście dawanie klapsów dzieciom i przemoc były przedstawione jako naturalne sposoby na wychowanie i ukaranie dziecka np. za to że nie posprzątało zabawek. Z moich rozmów z innymi mamami oraz własnego doświadczenia wiem, że częściej mówimy o takiej sytuacji kiedy rodzicowi po prostu puściły nerwy, że klaps dla dziecka nie był zaplanowaną na chłodno wymierzoną karą ale efektem jakiejś „ekstremalnej” sytuacji. Od razu powiem że dla mnie to nie jest usprawiedliwienie i nie istnieje dla mnie żadna sytuacja, która sprawiłaby, że podniosłabym rękę na własne dziecko.
Dla tego dziś chcę opowiedzieć ze swojej perspektywy o tej ciemnej stronie macierzyństwa. Macierzyństwa, które jest dla mnie cudowne ale bywa naprawdę trudne. Dla Stasia staram się być najlepszą mamą, najlepszą wersją samej siebie ale są dni, że gdy zasypiam myślę „nawaliłaś”… Mi też zdarza się krzyknąć za bardzo, powiedzieć coś czego potem bardzo żałuję.
Zdarza się, że wobec zachowania mojego synka czuję bezsilność i tracę cierpliwość. Znacie to mamusie prawda ? Im bardziej wy już macie dość to dziecko zachowuje się coraz gorzej… albo patrzy wam prosto w oczy i robi dokładnie coś czego mu nie pozwoliłyście, lub z premedytacją wykonuje numer popisowy pt zrzucę jogurt na środek kuchni i na koniec wzrok „i co mi zrobisz ?” No właśnie co ? Można uprościć, że okres dzieciństwa to czas sprawdzania i kształtowania się różnych granic. Testowania na co mama, otoczenie, świat pozwoli. Wiem że czasem to naprawdę trudne ale nie można tych granic wyznaczać siłą i przemocą.
Nie ma czegoś takiego jak metoda wychowawcza przez klapsy. Nie ma ! Nigdy nie uderzyłam mojego synka i nie wyobrażam sobie jak można to zrobić . Napewno były sytuacje, że nakrzyczałam na niego za bardzo, ale co najważniejsze zawsze wtedy go przeprosiłam za moje zachowanie, że dałam się ponieść emocjom.
Raz w życiu Staszek dostał klapsa- oczywiście nie ode mnie i nie od mojego męża. Stanowczo zareagowałam i wiem, ze nigdy to się nie powtórzy, chociaż mam żal do tej dorosłej osoby ze pozwoliła aby nerwy wzięły górę. W jakiś sposób szacunek do bliskiej mi osoby został mocno nadszarpnięty. Jako mama poczułam taką samą niesprawiedliwość jak dziecko, które tego klapsa dostało.
Tak , jesteśmy tylko ludźmi ale są granice, których nie wolno przekraczać . Tak, są momenty ze czuje, „że zaraz wybuchnę”, że czuję się bezsilna wobec tego co robi Staś, jak bardzo mnie nie słucha, lub kiedy robi coś niebezpiecznego i chciałabym nim „wstrząsnąć i sprawić aby się opanował” ale nigdy nie za pomocą siły. Pamiętam jak raz już naprawdę mi się przelalo i popłakałam się przy Staszku i szlochałam: „mam dość tego, że mnie nie słuchasz, że nie doceniasz jak się staram, że uciekasz w parku i nie rozumiesz jakie to niebezpieczne”… wiecie co zrobił? Najpierw go „zamurowało”, a później mnie przytulił. Wstrząsnęłam nim, nie ukryłam emocji (nad którymi tak naprawdę nie zapanowałam), ale nie zrobiłam mu krzywdy. Mój syn dał mi to co dostaje ode mnie. Wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Całym sercem popieram hasło kampanii #niebijprzytul zapoczątkowanej przez parenting.pl przeciwstawiającej się przemocy wobec dzieci i wspierającej model wychowania w atmosferze miłości i szacunku. Naszym rodzicielskim obowiązkiem jest wspierać dzieci, kochać je i dawać im poczucie bezpieczeństwa. Ramiona mamy mają być schronieniem, a nie kojarzyć się z bólem i strachem.
Klaps nie boli fizycznie – on rani psychicznie. Czym innym jest permanentna przemoc i bicie dzieci, czym innym klaps, który nie tyle ma sprawić fizyczny ból, a raczej w najbardziej prymitywny sposób zamanifestować przewagę dorosłego nad dzieckiem, zafundować gorzkie uczucie wstydu, niezrozumienia i w agresywny sposób „zapanować” np nad histeryzującym maluchem. Kiedy słyszę na placu zabaw albo w innych miejscach od mam które mówią do swoich dzieci uspokój się bo dostaniesz w tyłek nie jestem w stanie zrozumieć jak można tak nie szanować swojego dziecka… jak można robić mu taką krzywdę, nawet jeśli to są „tylko groźby”.
Rozmowach z moimi rówieśnikami zdarza się wątek „ przecież w naszym dzieciństwie były klapsy i wyszliśmy na ludzi”. Ale czy aby napewno nie ma to wpływu na nasze dorosłe życie ? Pewnie jest to kwestia indywidualna, ale jeśli przekłada się to chociażby na powielanie wychowawczych schematów i na to, że sami jesteśmy w stanie podnieść rękę na własne dziecko to nie nie zgadzam się z teorią „że wyszliśmy na ludzi” …
Ja w swoim życiu kilka razy dostałam klapsa, nie mocnego ale właśnie odczuwalnego. Nie pamiętam za co ale pamiętam gorzkie uczucie nieporównywalne do niczego innego. Nie jest to dla mnie trauma czy też bardzo bolesne wspomnienie, ale wolałabym aby go w ogóle nie było. Jako mama tym bardziej patrzę na taki schemat jako niedopuszczalny.
Dlatego kochajmy nasze dzieci i nie rańmy ich uczuć. To my budujemy ich poczucie wartości i bezpieczeństwa nawet w takich ekstremalnych sytuacjach. I nawet wtedy kiedy mamy ochotę „udusić” takiego łobuza… po prostu go przytulmy.
Zdjęcia wykonał Łukasz Cardigan Brothers Family
28 stycznia, 2020share
Wyrażenie NA PEWNO wywodzi się od prasłowiańskiej formy przymiotnika rodzaju nijakiego pewno. Zarówno w przypadku tego sformułowania, jak i podobnych: na lewo, na prawo, na okrągło, na nowo obowiązuje pisownia ROZDZIELNA.