policzalność
Prawie rok ciszy na blogu, jeszcze więcej niedokończonych tekstów i myśli jakich nie opublikowałam. Jeszcze więcej cholernie trudnych doświadczeń na moim koncie. Rzeczywistości równoległych starań o kolejną ciążę, w tym strat i porażek, a jednocześnie proza życia, szczęśliwe, ale wymagające macierzyństwo, praca … momentami to wszystko tak mocno się poplątało, że straciłam nad poszczególnymi nitkami i życiowymi wątkami kontrolę. Teraz mam do czynienia z kolorowym poplątanym życiowym kłębkiem.
Czy niespełna rok później jestem silniejsza? Nie! Jestem zmęczona, momentami bardziej zrezygnowana niż zdeterminowana, a ziarenka piasku, o których pisałam w październiku ubiegłego roku momentami przypominają głazy.
Tak jest teraz i pozwalam sobie na to. Patrzę w lustro na moje ciało, które coraz gorzej znosi kolejne dawki hormonów i czasem jest mi źle, a czasem jestem dumna, że i ja i moje ciało to znosimy, ale …Ale w tym wszystkim zbliżam się do granicy, do mety, do punktu, który ustaliłam z lekarzem, że będzie tym ostatnim, ostateczną, a nie kolejną próbą. Ta świadomość niespodziewanie stała się kolejną wysoką ścianą pod która stoję i której wielkość mnie przytłacza.
Po bolesnych lekcjach poronień zaakceptowałam i zrozumiałam, że na pewne sprawy nie mamy wpływu, że z naturą nie wygramy. Akceptuje życiową nieprzewidywalność, ale ciężej mi zaakceptować policzalność w kwestii starań o kolejną ciążę.
Przed wakacjami, po kolejnej nieudanej ciąży pogłębiliśmy moją diagnostykę o kolejne zabiegi. Lipiec i sierpień był czasem kolejnych badań, trudnych decyzji, a następnie stymulacji hormonalnej zakończonej punkcją. To moja ostatnia trzecia procedura. Teraz we wrześniu wiem, ile dokładnie szans w moim życiu(zarodków gotowych do transferu) mam jako kobieta, aby po raz kolejny spróbować zostać mamą. Jestem pewna, że kiedyś więcej i bardziej szczegółowo o mojej drodze napiszę. Teraz jednak jestem w fazie zadaniowej, choć nie ukrywam, że przy tej procedurze więcej jest we mnie strachu, obaw i melancholii niż siły aby realizować plan krok po kroku. Wiem, że ilość stopni prowadzących w wymarzonym kierunku może nie wystarczyć aby dotrzeć do celu.
W procesie in vitro jestem od niespełna dziesięciu lat. Z kilkuletnią przerwą (po narodzinach Staśka) jest to moja coraz trudniejsza rzeczywistość. I nie, w tej kwestii „nie da się wyluzować, albo nie myśleć i wtedy się uda” bo in vitro to proces, leczenie, diagnostyka, monitoring, stymulacje, transfery… to wszystko warunkuje mój i całej mojej rodziny kalendarz wyjazdów, mojej pracy, domowy budżet. To rzeczywistość i walka, które nie mogą trwać wiecznie.
Zawsze będę powtarzać, że jestem mamą AŻ jednego dziecka Z miłości DZIĘKI metodzie in vitro. Stasiek to cud miłości i medycyny i choć to coraz trudniejsze, ja nie przestaję wierzyć w kolejny prywatny i wyczekany cud.
zdjęcia Alina Sitek
Biżuteria Apart
LINK do niebieskich kolczyków (nr produktu AR533-6921)
13 września, 2023share