Halloweenowa tradycja
Zdecydowanie celebrujemy życie. Mam wrażenie, że całe moje macierzyństwo jest wyjątkowe, a dzieciństwo Stanisława bardzo kolorowe. Każda chwila razem jest dla nas szczególna, a każda okazja do świętowania jest dobrym pretekstem do organizacji świetnej zabawy. Tak samo jest z uwielbianym przez nas Halloween!
W naszym kraju ( podobnie jak walentynki) często jest to krytykowane „amerykańskie komercjalne święto”. Moim zdaniem wszystko zależy od podejścia i … otwartości 😉 trochę też interpretacji oraz traktowania danej okazji jako inspiracji do fajnego spędzenia czasu. ( Tu wtrącę od razu, że walentynki w mojej rodzinie to święto wszystkich, których się kocha – więc dajemy siebie drobiazgi i po prostu przypominamy o swoich uczuciach. )
Wróćmy jednak do mrocznego Halloween w polskiej wersji Stasia i jego mamy. Nasze przyjęcia dla kolegów Stasia i ich mam organizujemy często pare dni przed lub po „kalendarzowym halloween”. Impreza nie koliduje wtedy z pierwszym listopada oraz wyjazdami naszych gości z tej okazji.
Stasiek co roku tradycyjnie razem z dziadkiem wycinają dynię. W tym roku zrobią to po raz czwarty !
Synek bardzo angażuje się w przygotowania. Wspólnie pieczemy babeczki i inne słodkości. W zeszłym roku po obejrzeniu specjalnego odcinka bajki o strażaku Samie mój syn zażyczył sobie na imprezie halloweenowej karmelowe jabłuszka, których ja nigdy wcześniej nie robiłam. Przyznaję, że było dla mnie jedno z większych kulinarnych wyzwań, ale dla Stasia oczywiście zrobiłam upragnione jabłka! Jego radość, była dla mnie po prostu bezcenna. W tym roku oczywiście już mi kilkukrotnie przypominał, że jabłuszka też trzeba zrobić.
Wyszukujemy upiorne dekoracje i przede wszystkim się przebieramy. Staś zawsze bardzo cieszy się i widzę jak przeżywa organizację. Codziennie pyta czy to już dziś jest imprezka, opowiada kogo zaprosi i w co się będą razem bawić.
Pierwsza taka nasza impreza odbyła się gdy Staś miał nieco ponad rok i powiem wam, że już wtedy widziałam jak ogromną radość sprawiło mu to wydarzenie. Oczywiście, że teraz przeżywa to inaczej i bardziej świadomie. To nie znaczy jednak, że to pierwsze halloween nie miało sensu ! Zdecydowanie miało! To tak jak z podróżami z małym dzieckiem. Po pierwsze chodzi o radość i przeżywanie tu i teraz. Po drugie jeśli nawet w małym człowieku nie zostają konkretne wspomnienia, to zostają uczucia i odczucia – a te są najcenniejsze. Cały okres dzieciństwa powinien być ciepłym przyjemnym uczuciem w sercu, którym można się trochę ogrzać w dorosłym życiu.
Dlatego już za kilka dni zamienimy nasze małe mieszkanko w upiorną krainę dla Stasia i jego kolegów, na których zawsze można liczyć i wiem, że będą szaleć, dobrze się bawić i robić bałagan, który jest później moim prawdziwym halloweenowym horrorem 😉
Jeśli wszystko dobrze pójdzie to za rok będziemy mieszkać w innym miejscu i mieć trochę więcej przestrzeni, więc Stasiek już się odgraża, że wtedy pół przedszkola zaprosi… 😉
Zdjęcia wykonał Łukasz Cardigan Brothers Family
dekoracje hallowennowe oraz strój Stasia to Meri Mari do zamówienia na skipwish i już niedługo stacjonarnie w Warszawie
moja sukienka Vissavi
26 października, 2019share