Utrata kontroli absolutnej
Jestem osobą, która zdecydowanie lubi mieć wszystko pod kontrolą. Inaczej mówiąc „panować nad sytuacją”. Nie ukrywam, że najbardziej nie lubię stanu niepewności jaki czuję, gdy przestaję kontrolować własne życie. Myślę, że większość z nas tak właśnie się obecnie czuje.
Pierwszy raz gdy poczułam, że tracę życiowy grunt pod nogami miał miejsce sześć lat temu, gdy zaszłam w upragnioną, ale zagrożoną ciążę… Bezsilność i świadomość, że nic nie mogę zrobić aby zmienić sytuację sprawiały, że wewnętrznie buntowałam się przeciw losowi, odczuwałam ogromną niesprawiedliwość i źle się czułam sama ze sobą … aż wreszcie leżąc tygodniami w łóżku nauczyłam się odpuszczać. Przede wszystkim sobie samej. Poczułam ulgę i od tamtej pory staram się nie nakręcać i nadmiernie przeżywać sytuacji, na które i tak nie mam wpływu. Brzmi prosto, ale takie nie było i nie jest nadal. Jak wiecie tamten czas utraty kontroli trwał kilka miesięcy i zakończył się jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu, czyli narodzinami mojego synka. Nie ukrywam, że bardzo „pomocne” w tamtej kryzysowej sytuacji było to, że wiedziałam ( przynajmniej mniej więcej kiedy tamten trudny okres się skończy), a z każdym kolejnym tygodniem ciąży wiedziałam, że przybliżam się do szczęśliwego zakończenia.
A teraz ? Cały ten, kończący się już rok można by uznać za czas próby rożnego rodzaju. Czas start i zmian. Okres utraty kontroli absolutnej. Sprawdzenia się w ekstremalnych sytuacjach, dotarcia do granic swojej wytrzymałości ( szczególnie psychicznej)… Rok 2020 to walka o przetrwanie i normalność. Wiele osób powtarza „ Niech ten rok się wreszcie skończy” ! Z jednej strony też tak czuję, a z drugiej mam wątpliwości czy nadchodzący nowy rok będzie lepszy? Daleko jest przecież do opanowania sytuacji pandemicznej na świecie i tym samym nawet nie potrafimy sobie wyobrazić tego, co będzie „po”? Jak długofalowo zostaną za nami konsekwencje ostatnich miesięcy, jak mocno zmieni się świat.
Ostatnio pisałam o sobie jako „Matce Polce Pandemicznej”, zdecydowanie tak czuję się nadal. Jest we mnie jednak coraz więcej spokoju, choć daleko mi do akceptacji sytuacji. Z dołującego poczucia bezsilności przeszłam w zadaniowy tryb „nowej normalności”, która przecież może być dobra. Jest trudno ale nie muszę być nieszczęśliwa. Tak, tęsknię za wieloma przywilejami jakie dawał nam świat przedpandemiczny, ale trzeba żyć i to nie w trybie „przerwać, przeczekać”, bo życie się nie zatrzymuje. Staram się odnajdować radości każdego dnia i nie patrzeć na teraźniejszość z perspektywy przeszłości. Wieczne rozpamiętywanie, że kiedyś można było to albo tamto nic nam nie pomoże.
Patrzę na Stasia. Mój syn ma za sobą niemal cały trudy rok w perspektywie swojego pięcioletniego życia… Nie zatrzymam dla niego czasu, nie zapadniemy przecież w sen zimowy i „prześpimy” czas pandemii. Swoją drogą tak jak napisałam wcześniej nie wiadomo w jakim świecie byśmy się obudzili … bo „tamtego świata” już nie ma. Chcę aby mój syn był szczęśliwy, dlatego staram się w miarę możliwości nadal, choć w nowych warunkach budować mu kolorowe i na tyle ile jest to możliwe beztroskie dzieciństwo.
Od wczoraj rozpoczęliśmy już ze Stasiem przygotowania do świąt Bożego Narodzenia i wierzę, że Świąteczny klimat wprowadzi w naszą codzienność wiele uśmiechu, który okazuje się być najlepszym życiowym lekarstwem.
jesienne zdjęcia wykonał mi Łukasz z Cardigan Brothers
moja stylizacja :
Spódnica REVES
buty i torebka Kazar
biżuteria Apart
kapelusz Le Szapo
25 listopada, 2020share